Pluralizm własnej osobowości
Lubimy fantazjować na swój temat. Tworzymy ballady o własnej odwadze, rycerskości, hojności, dobroci. Mamy utrwalony obraz siebie, coś w rodzaju osobistego portretu, opisującego i duszę i ciało. W swoich oczach jesteśmy jednością , skałą, monolitem, który zawsze zachowuje w sposób przewidywalny. Odbieramy siebie w sposób szalenie jednoznaczny.
Zdarza się jednak, że nasza własna reakcja nas zaskakuje, nie jest taka, jaką być powinna. Wtedy ten monolit pęka, na ugruntowanym obrazie pojawia się rysa.
Bardzo różnie to przyjmujemy. Większość ową reakcje tłumi, chowa pod dywanik, najzwyczajniej w świecie odwraca się od niej. Jedynie nieliczni idą jej tropem, odkrywając „ obcego” lub „ obcych” w sobie. Odkrycie to prowadzi do zauważenia pluralizmu we własnym wnętrzu.
Astrologia tę różnorodność jednostkowego „ ja” zauważa na poziomie horoskopu. Widać wtedy duży rozdźwięk energetyczny pomiędzy planetami osobistymi i osiami mandali urodzeniowej. Im większa dysharmonia planet osobistych, tym większa ilość „gadających głów”.
Najszybciej jest to zauważalne przy braku „ jednomyślności” pomiędzy Słońcem, Księżycem i Ascendentem. Każdy z tych elementów dąży do autonomii- w najlepszym przypadku, a w najgorszym zaś do autokracji. Jeśli Słońce położone jest w żywiole wody, Księżyc w ogniu, a Ascendent w Ziemi, prowadzi to zazwyczaj do konfrontacji poszczególnych części własnej osobowości. Dlatego często mamy wrażenie nieadekwatności naszego zachowania do danej sytuacji. Kto zarządza zatem tą kakofoniczna orkiestrą? W powyższym przykładzie każda z wymienionych planet czuje się zobligowana do przejęcia kontroli nad całością. Jednak przy dysharmonii o jakiejkolwiek całości nie może być mowy. Najlepszym wyjściem jest zatem zrozumienie potrzeb każdego z elementów i zintegrowanie ich.
Nie jest to proste, gdyż rozpoznanie niechcianych, nieakceptowanych części osobowości utrudnia jeszcze fakt wypierania ze swojej świadomości wszystkiego, co zakłóca idealny, ale nieprawdziwy zarazem obraz siebie. Nielubiane oblicza własnej tożsamości wzbudzają w każdym wiele emocji, tym bardziej, że w momencie dostrzeżenia różnych części siebie, tożsamość nie jest już jednoznaczna. Przykładowo człowiek z silnym, ognistym Słońcem będzie wstydził się uczuciowości i wrażliwości własnego Księżyca w wodzie, łzy będą traktowane przez niego jako oznaka słabości.
Problemy z wielogłowym smokiem w nas zaczynają się już od rana: obowiązkowe Słońce w Pannie mówi: „ wstań, weź się do roboty”, Księżyc w Rybach namawia do kontynuacji cudnego snu, Ascendent w Baranie nakazuje pośpiech. Samo podjęcie decyzji o poranku przyprawia o ból głowy, dalej jest jeszcze gorzej.
Idealistyczny obraz siebie jako całości dotyczy każdego, nawet u osób uduchowionych jawi się jako bierno- pasywny wizerunek osobowości zaopatrzonej w różowe okulary naiwności. Nieprawdziwy, wydumany, czy też wyuczony obraz siebie nie dość, że osłabia osobowość, to jeszcze powoduje wypaczony odbiór rzeczywistości. Daje to wrażenie chybiania do celu, wtedy gdy należy podjąć decyzje- ociągamy się, gdy chcemy kogoś przytulić, ranimy go. Nieodpowiednio reagujemy, nie umiemy przeżyć autentycznie żadnej sytuacji. Bo co w tym momencie oznacza : „ autentyczne przeżycie”? Szybko, zgodnie z nakazem ognia, biernie i rzewliwie, jak tego chce woda, czy też konkretnie i zimno, ja życzy sobie tego ziemia.
W rezultacie inni oceniają nas jako osobę nieodpowiedzialną, nieprzyjaźnie nastawioną, nieautentyczną. Stajemy się nieobliczalni i rozchwiani, gdyż poszczególne części osobowości pojawiają się bez jakiejkolwiek zachęty z naszej strony. Nagłe uczucie strachu, ból żołądka, niesmak, niemożność reakcji. Jeśli zaczniemy zauważać te sygnały, obudzi się czujność i świadomość. Interpretując horoskop, warto zwrócić na to uwagę i badać to wszystko w nas, co nieznane i „niedopasowane” do całości.
Warto też dotrzeć do korzeni siebie, do domu rodzinnego, do warunków wzrastania.
Powrót do dzieciństwa uzmysłowi nam lwią część naszych reakcji, gdyż struktury psychiczne powstają bardzo wcześnie. Jeśli w domu powtarzano, że złość i agresja to bardzo nieodpowiednie stany emocjonalne, będziemy je rugować, odczepimy zatem niezwykle istotną cześć osobowości od swego centrum. Jednak element zablokowany nie ulatuje w czarną dziurę, schodzi do obszarów cienia, do lochów naszej osobowości i od czasu do czasu pojawia się w roli zarządzającego rozklekotaną całością.
Nasze dotychczasowe „ Ja” dzieli się na „ małe ja”, a im bardziej nieharmonijne aspekty, tym tych elementów” ja” jest więcej. Od czasu do czasu któreś z nich przemawia w imieniu intelektu, emocji, czy też fizyczności. Zakazują, decydują, obiecują. Po bardzo krótkim występie, chowają się, a człowiek jest zaskoczony bezmiarem dziwnych rzeczy, które niechcący poczynił.
Wschłuchajmy się w głosy z dzieciństwa, może nadal towarzyszy nam głos ojca mówiącego, że twoje pragnienia są bez znaczenia, czy głos matki, mówiący, że szkoda czasu na marzenia. Idealny obraz ja często tworzony jest przez rodziców: płaczliwe i wrażliwe dziecko nazywane jest beksą, odtąd już mówi sobie, że : „ chłopaki nie płaczą” i wstydzi się własnych, „ miękkich” reakcji. Taki dorosły płacze po kryjomu lub też zaciska usta, lub klnie, byle tylko nie wypaść z roli ideału.
Beztroskie siły Lwa w połączeniu z wrażliwością Ryb mogą dać prawdziwą mieszankę wybuchową. Lew działa idealnie, gdy zasób, który posiada, jest absolutnie przez niego rozeznany, a tym samym zewnętrzny. Jeśli coś jest ukryte, a pamiętajmy, że archetypowo Lew nie ma nic do ukrycia, z zasobu robi się kompleks. Kompleksy szybko stają się autonomiczne. Mało tego, posiadają swoje zadania, cele, dążenia i aspiracje. Kompleksy są przeładowane afektami, afektacją nawet a ich energetyka skierowana jest na zewnątrz. Uruchamiają się poza naszą świadomością. I nigdy nie działają w zgodzie z naszymi planami, zazwyczaj stają poprzek naszej osobowości. To trochej tak jak w balladzie „ Garbus” Bolesława Leśmiana: „ jeno garb jeszcze się garbi, pokątnie żyje i tyje”. Nieboszczyk na niebieskich pastwiskach, a garb na ziemi żyje sobie w najlepsze dla siebie, ale nie dla właściciela garbu. I ta tragikomiczna sytuacja zdarza się nam za każdym razem, gdy uruchamiają się jakieś dawne, minione przeżycia, ktoś powie coś podobnym tonem, co matka, ojciec, starszy brat i klęska gotowa. Dodatkowo zawsze wtedy, gdy jesteśmy słabi, kompleksy wzmacniają się naszym kosztem, aktywizują się podczas kryzysów i jednocześnie ten kryzys wywołują. Powodują działania i zachowania nadreaktywne. To z kolei obala nasz własny mit o sobie doskonalej/ doskonałym, o sobie jako skale, co trwa. Im mniej świadomości mu poświęcany, tym silniejszy staje się kompleks . Innymi słowy, nieprzepracowany kompleks ruguje inne, dobrze nam znane części osobowości i działa po swojemu. To „po swojemu” ma opłakane skutki, gdyż taki kompleks zachowuje się tak, jak uwolniony z klatki tygrys, przekracza wszelkie znane granice. Kompleks gloryfikuje w nas nieujarzmioną potrzebę wolności.
Ale, znów odwołując się do psychologii jungowskiej, kompleks jest centrum naszej duchowości, stąd też przegapiając go, ignorujemy potrzeby ducha.
Kto zatem powinien te poszczególne części zauważyć i zintegrować?
Centrum naszej świadomości jest Słońce i to ono właśnie powinno reagować na pomysły niesfornego Merkurego w koniunkcji z Uranem, czy też na zapalczywość Marsa w koniunkcji z Plutonem. Jeśli Słońce nie umie sobie z tym poradzić, nie będzie korzystało z tak niezwykłych zasobów. Tym samym będzie się skutecznie osłabiało, gdyż : „ integracja buduje, dysharmonia rujnuje”.